sobota, 28 września 2013

Oddycham

          Czuję się już trochę lepiej, mniej jem i zaczęłam w końcu ćwiczyć. Nastawienie mamy do mojej sylwetki ciągle się zmienia. Naopowiadałam jej, że się sobie podobam, bo tłuszcz mi się nie wylewa, brzuch bardziej płaski, to pokiwała głową ze zrozumieniem. Następnego dnia, gdy sprawdzałam, jak wyglądam w lustrze, znowu podeszła i zaczęła się ta sama śpiewka, że to wszystko się skończy. Wkurzyłam się i trochę na nią nawrzeszczałam. Nie boję się jej, może sobie gadać, wiem, że niczego nie zrobi, bo jestem zbyt silna i zbyt przebiegła. Niech myśli, że jem. Wszystkie słodkie bułki, które kupuje mi do szkoły, wyrzucam po drodze, kaloryczne obiady albo wylewam, albo chowam i później wyrzucam. Wiem, że to okrutne i egoistyczne, ale przecież nie mogę tego jeść...
         Po za tym moja sytuacja jest dosyć wygodna; tata pracuje w innym mieście, więc przyjeżdża do domu co jakiś czas, mama dwa razy w tyg. pracuje cały dzień, ja mam trzy razy w tyg. zajęcia dodatkowe. Gorzej będzie, gdy wróci babcia i moja mama połączy z nią siły... tego należy się bać!

Bilans z piątku:
1. Kawa - 30 kcal
2. Marchewka - 6 kcal
3. Makrela wędzona - 221 kcal
4. Zupka chińska - 290
Razem: 547 kcal
Ruch: 1h ćwiczeń

Bilans dzisiejszy:
1. Kawa - 25 kcal
2. Płatki z mlekiem - ok. 280 kcal
3. Dwie śliwki węgierki - 12 kcal
4. Warzywa na patelni - 150 kcal
5. Jabłko - 50 kcal
6. Połowa jogurtu i śliwka węgierka - 51 kcal
Razem: 568 kcal
Ruch: 48 min. ćwiczeń


W samokontroli siła! Co sądzicie o nowym szablonie?
Trzymajcie się chudo! ;)

czwartek, 26 września 2013

Kryzys i nowy plan działania

          Jest źle, miałam pierwszy napad, ale chyba powinnam zacząć opowiadać od początku, prawda? Przez ostatnie trzy dni nie miałam internetu, dramat, zero dostępu do tabel kaloryczności, blogów, Was przede wszystkim... ale już jestem! Wczoraj byłam na rajdzie, było ognisko, ale nic nie zjadłam, tylko swoje marchewki.
           Dzisiaj zastanawiałam się nad tym, co robię. Czy lepiej jeść jak normalny człowiek, nie licząc kalorii i nie głodząc się, tylko leżeć przed telewizorem i pochłaniać ulubioną czekoladę i chipsy? Żeby było tak, jak dawniej, kiedy śpiąc u koleżanek, całą noc jadłam z nimi słodycze... Na ogniskach kiełbasa z ketchupem. Ze znajomymi lody i pizza. Wszyscy wokół jedzą, wszyscy wokół są szczęśliwi, a nie głodni... i ja też nie dawno taka byłam. Nie przejmowałam się zbytnio, jęcząc, że jestem gruba, jadłam wszystko i nie myślałam o kaloriach. Tak, byłam szczęśliwa, ale czy na pewno?
            Nie byłam wielorybem, ważąc te 63-65 kg przy 172 cm, ale miałam lekko wystający brzuch, boczki, tłuste ramiona i uda... Chodziłam na plażę i basen, zawsze czując się niepewnie. Porównywałam do szczuplejszych. Choć nie przestrzegałam żadnej diety, ciągle myślałam o tym, żeby schudnąć. W braku samoakceptacji nie ma miejsca na szczęście, są tylko antydepresanty, czyli czekolada i inne słodycze. Nie, nie byłam szczęśliwa.
            Teraz się męczę, ale jestem znacznie szczuplejsza... na tyle, że wszystkie spodnie mi spadają z tyłka i musiałam wybulić od mamy kasę na leginsy.
             I zastanawiałam się dzisiaj cały dzień nad tym, co warto, a co nie... Przyszłam ze ślubowania i zaczęłam pochłaniać, wszystko po trochu: czekoladki z bombonierki, chipsy, lody, płatki, ciastko... fuj. Brzuch boli mnie z przejedzenia...
              Nie jestem w stanie stwierdzić, czy rzeczywiście wiem, czego chcę... Czy wolę być gruba i nieszczęśliwa, czy może chuda i nieszczęśliwa? Najchętniej nie jadłabym wcale, ale głód mnie dusi, sprawia, że zaczynam myśleć o jedzeniu, liczyć kalorie, męczyć się...
               Chcę być chuda, drobna, lekka, nosić zwiewne sukienki. Mdli mnie, próbowałam zwymiotować, ale mi się nie udało... może i dobrze. Czuję obrzydzenie.

Będę silniejsza niż kiedykolwiek?
Regularny rozkład posiłków, ćwiczenia, motywacja, Wy, bo Wy mnie rozumiecie?



niedziela, 22 września 2013

Rezygnacja

     Zrezygnowałam z sgd po pierwszym dniu... Najpierw przekroczyłam limit 300 kcal o 41, bo myślałam, że kotlety sojowe mają mniej kalorii. Potem się zaczęłam zastanawiać, czy to znaczy, że muszę powtórzyć ten dzień, czy po prostu spalić te kalorie. W końcu pomyślałam, żeby w ogóle zrezygnować z tej diety, bo po co mi takie małe bilanse, skoro chcę schudnąć tylko trzy kilogramy.
      Stwierdziłam, że rezygnuję i będę jeść 500 dziennie... a potem trochę podjadłam i w końcu wyszło mi 753. Choć mam ogromne wyrzuty sumienia, że nie udało mi się zrobić czegoś, co sobie zaplanowałam, to tak chyba będzie rozsądnie i zdrowiej. Będę jeść 500-600 kcal.
      Czuję się strasznie, już nawet nie chodzi o dietę, tylko mam bardzo czarne myśli. Jakby mnie już nie miało spotkać nic dobrego, jakbym na to nie zasługiwała. Nienawidzę siebie, bo nic nie potrafię, nie mam żadnych osiągnięć... Jest szaro, będzie szaro, będzie nudno! Ludzie są albo obojętni, albo niemili. Nie dzieje się nic wyjątkowego.

Bilans:
1. Jajko - 78 kcal
2. Kawa - 30 kcal
3. Banan - 114 kcal
3. Pięć kotletów sojowych - 389 kcal
4. Kostka czekolady - 50 kcal
5. Marchewka - 12 kcal
6. Płatki - 80 kcal
Razem: 753
Ruch: Tylko 15-minutowe cardio




sobota, 21 września 2013

Skinny Girl Diet

            Przeziębiłam się, boli mnie gardło i mam katar, ale szczęście w nieszczęściu jest takie, że straciłam trochę apetytu. Mama na dodatek przestała się czepiać, być może zdarzyło się coś, co odwróciło jej uwagę, a ja o tym nie wiem...
            Mamy sukces, ważę 58 kg, czyli cel pierwszy osiągnięty. Teraz brnę do drugiego, oby się udało. Do tego postanowiłam przejść na jakąś inną dietę, bo to moje 600 kcal dziennie jest bardzo monotonne. Zdecydowałam się na sgd.

Bilans z piątku:
1. Płatki - 90 kcal
2. Kanapka z twarożkiem - 160 kcal
3. Brzoskwinia - 44 kcal
4. Gorący kubek - 100 kcal
5. Ciastko belvita - 57 kcal
6. Kawa - 30 kcal
7. Garść płatków musli - 40 kcal
Razem: 471 kcal
Ruch: 35 min. ćwiczeń (wreszcie ruszyłam dupę!)

Bilans z soboty (pierwszy dzień sgd) :
1. Warzywa na patelni - 145 kcal
2. Kawa - 20 kcal
3. Gorący kubek - 60 kcal
4. Dwie kromki chrupkiego pieczywa - 40 kcal
5. Jogurt - 105 kcal
Razem: 370 kcal/400 kcal
Ruch: Zero, kuruję się pod kołderką.

Trzymajcie się chudo! ;*

czwartek, 19 września 2013

Komplikacje

           Kiedy wczoraj po szkole mama powiedziała mi, że za bardzo zeszczuplałam, zaczęłam się bronić: "Przesadzasz...", "Przecież ważę 62 kg" (kłamstwo). Jakoś udało mi się ją zbyć i stwierdziłam, że będę miała przynajmniej dwa tygodnie spokoju, gdy dzisiaj rano znowu wypaliła: Jesteś za chuda, powinnaś przytyć dwa kg, trzeba Cię podtuczyć. Doszło do mnie, jak łatwo się odchudzać, kiedy nikt o tym nie wie albo nie zwraca uwagi... Nawet słowa: "Oprócz Ciebie nikt mi nie mówi, że jestem za chuda!", nie podziałały...
           Chcę schudnąć jeszcze przynajmniej trzy kg i mam gdzieś, czy to się komuś podoba, czy nie. Nie wyglądam jak mizerna anemiczka, ona po prostu przesadza, bo w naszej rodzinie lubi się osoby "puszyste".
            Trzeba będzie zacząć sprawiać pozory. Nie lubię chować i wyrzucać jedzenia, ale jestem do tego zmuszona...

Bilans z wtorku:
1. Kanapka z jajkiem - 155 kcal
2. Kawa - 37 kcal
3. Batonik owocowy - 159 kcal
4. Trzy pierogi z kapustą i grzybami - 204 kcal
5. 100 g sałatki - 32 kcal
Razem: 587 kcal
6. Trzy rzodkiewki - 12 kcal
7. Trzy żelki - kcal ?
8. Trufla czekoladowa (!!!) - 40 kcal
Razem: 639 kcal Bilans niezaliczony!

Bilans ze środy:
1. Płatki musli - 179 kcal
2. Batonik owocowy - 90 kcal
3. Trzy rzodkiewki - 12 kcal
4. Gorący kubek - 70 kcal
5. Jogurt - 85 kcal
6. Ciastko belvita - 57 kcal
7. Kawa - 37 kcal
8. Nektarynka - 55 kcal
Razem: 585 kcal
Ruch: Spacer

Bilans z czwartku:
1. Batonik owocowy - 176 kcal
2. Banan - 114 kcal
3. Trzy pierogi - 204 kcal
4. Kawa - 20 kcal
5. Sałatka - 50 kcal
Razem: 564 kcal

Powody, dla których warto się odchudzać:
1. By podczas przebierania się na w-f nie patrzeć z zazdrością na chude koleżanki.
2. Bo, gdy pozwolę sobie na zbyt wiele, znowu będę za gruba.
3. Żeby kupować ciuchy w mniejszym rozmiarze.
4. Żeby nie musieć płakać nad swoimi wystającymi boczkami, brzuchem i tłustymi udami.
5. Po to, by nikomu nie zazdrościć.
6. Kiedy dojdę do punktu wyjścia (wagi początkowej), znowu będę musiała się odchudzać, a po co męczyć się dwa razy albo, nie daj boże, ważyć jeszcze więcej niż kiedykolwiek?
7. By nie wychodzić grubo na zdjęciach.
8. Będę mogła chodzić bez skrępowania na plażę.
9. Dzięki temu, że rzadko jem słodycze, lepiej mi smakują, kiedy pozwolę sobie na nie raz na "ruski rok".
10. Bo codzienne opychanie się świństwami jest obrzydliwe.
11. Dzięki temu mam kontrolę nad przynajmniej jedną sferą mojego życia.
12. Kobiecie krągłości to nie to samo, co wylewający się tłuszcz i cellulit.


W szkole wychowawczyni podchodziła do nas, chcąc zasięgnąć informacji o naszym zdrowiu i wynikach w nauce.
- Uzdolnienia? - spytała.
- y... chyba brak - odpowiedziałam nieco zażenowana. 
- No cóż, zdarza się. - Postawiła kreskę. - A ty T. ?
- Chyba też... - powiedziała moja przyjaciółka.
- Niemożliwe, ty?!

Zapałałam nienawiścią... Kwiaty przykryte przez chwasty zrozumieją.

poniedziałek, 16 września 2013

Depresyjnie...

            Nie lubię rano wstawać. Jest zimno i w zasadzie tylko dlatego, że w brzuchu burczy mi z głodu robię to tak szybko. Śniło mi się, że lawirowałam między półkami, przeglądając różne pyszne czekolady, a na sam koniec zjadłam tonę ciastek. Miałam potem ogromne wyrzuty sumienia, obudziłam się zdenerwowana, aż w końcu uświadomiłam sobie, że to tylko głupi sen, a ja tak naprawdę nic nie zjadłam.
             Kupiłam sobie dzisiaj pare owocowych batoników, jutro wezmę jeden do szkoły w zastępstwie za kanapkę. Oprócz tego chyba kupię jednego Milky waya i zjem sobie w niedzielę, podobno mają 100 kcal, jeżeli tylko nie zaburzy mi bilansu 600 kcal dzienne, to nic się przecież nie stanie.
              Ogólnie cały dzień byłam głodna. Rano, bo przecież wieczorem nic nie jadłam. W szkole, bo rano zjadłam tylko banana. Po szkole, bo w szkole zjadłam tylko kanapkę. W domu, bo nie najadłam się samym gorącym kubkiem i ciastkiem na obiad. Wieczorem, bo trochę płatków mi nie wystarczyło. Także leżę teraz głodna, pijąc miętę i czekam na ranek, żeby znowu wstać i z gęsią skórką wparować do kuchni. Potem będę liczyć lekcje do końca, patrzeć na moich rówieśników i wracać do domu w tę szarą pogodę.
               Jestem w głębokim smutku, kawa nie zmieściła mi się do bilansu... Poza tym absolutnie nie chcę mi się ćwiczyć, a to źle...

Bilans z niedzieli:
1. Jajko - 78 kcal
2. Kromka chrupkiego pieczywa - 20 kcal
3. Śliwka węgierka - 6 kcal
4. Kawa - 37 kcal
5. Gotowane udko z kurczaka + sałatka + ziemniak - 336 kcal
6. Jogurt - 85 kcal
7. Łyżka suszonej żurawiny - 38 kcal
8. Śliwka węgierka - 6 kcal
Razem: 606 kcal
Ruch: Trochę brzuszków

Bilans dzisiejszy:
1. Banan + śliwka węgierka - 120 kcal
2. Kanapka z szynką i szczypiorkiem - 190 kcal
3. Gorący kubek - 60 kcal
4. Ciastko belvita - 57 kcal
5. Pół szklanki mleka 0,5% z płatkami musli - 152 kcal
6. Połówka pomidora - 13 kcal
Razem: 592 kcal
Ruch: Tylko w-f

Trzymajcie się chudo. Do piątku. ;*


sobota, 14 września 2013

Już dobrze

     Już się uspokoiłam. Moja równowaga psychiczna prawdopodobnie wróciła do normy. Tak jak mówiłam, na dniu integracyjnym zjadłam jeden kawałek pizzy z sosem i oprócz tego napiłam się trochę gazowanego, ale nawet nie wiem, co to było, więc trudno mi stwierdzić ile miało kalorii. Później dostałam zaproszenie od babci na obiad, ale odmówiłam, mimo że ugotowała rybę, którą kocham. Poza tym w domu mamy chipsy, dwa rodzaje ciasta i lody śmietankowo - czekoladowe, ale trzymam się dzielnie.
      Dzisiaj byłam na zakupach, przymierzałam ciuchy i stwierdziłam, że muszę być silna. Jestem na dobrej drodze. Kupiłam sobie dwa swetry i buty.
       Wydaję mi się, że jem za dużo. Od poniedziałku postaram się nie przekraczać 600 kcal dziennie.

Bilans z czwartku:
1. Dwie kanapki z wędliną - 174 kcal
2. Krówka - 40 kcal
3. Bułka kupiona w szkolnym sklepiku - 284 kcal
4. Smażona pierś z kurczaka - 130 kcal (?)
5. Kawa - 37 kcal
6. Jogurt - 100 kcal
Razem: 765 kcal
Ruch: Jakieś ćwiczenia, ale nie pamiętam już dokładnie.

Bilans z piątku:
1. Płatki - 260 kcal
2. Jeden kawałek pizzy - 365 kcal
3. Kawa - 37 kcal
4. Nektarynka - 55 kcal
5. Garść suchych płatków - 50 kcal
6. Nektarynka - 55 kcal
Razem: 822 kcal
Ruch: 40 min. ćwiczeń

Bilans dzisiejszy:
1. Dwie kromki chleba razowego z miodem - 316 kcal
2. Warzywa na patelni - 108 kcal
3. Kawa - 37 kcal
4. Banan - 114 kcal
5. Jogurt - 85 kcal
6. Garść sucharków - 30 kcal
Razem: 740 kcal
Ruch: 50 min ćwiczeń + krótki spacer


Pozdrawiam Was. Do poniedziałku. ;*


środa, 11 września 2013

Byłabym normalna

           Gdybym mieszkała w bloku i wokół miała milion koleżanek, z którymi wychodziłabym na osiedle, pewnie byłabym normalna. Gdybym chodziła kiedykolwiek na randki, pewnie byłabym normalna. Gdybym nie bała się chodzić na wesela, dyskoteki i imprezy i lubiła tańczyć, pewnie byłabym normalna. Gdybym była dobra chociaż z jednego przedmiotu, chodziłabym na konkursy i pewnie byłabym normalna. Gdybym była mniej tępa i lubiła się uczyć, pewnie byłabym normalna. Gdybym nie miała tylu kompleksów i niskiej samooceny, pewnie byłabym normalna. Gdyby mój tata pracował w moim mieście i nie przyjeżdżał tylko na weekendy (czasami rzadziej) i do tego potrafiłby ze mną rozmawiać, pewnie byłabym normalna. Gdybym nie uważała babci i matki za osoby głupsze ode mnie, które w żaden sposób nie są w stanie mnie zrozumieć, pewnie byłabym normalna. Gdybym nie bała się obsesyjnie wyzwań i porażek, pewnie byłabym normalna. Gdybym nie przyjaźniła się z tą osobą, z którą się przyjaźnie, być może byłabym normalna. Gdybym się nad sobą nie użalała, nie trwała w marazmie i nie wyżłobiła sobie z tego powodu pilniczkiem czerwonej kreski koło żyły, pewnie byłabym normalna. Nie pójdę na razie do psychologa, bo mama nie ma kasy, a kolejka do darmowego sięga przyszłego roku. Zresztą nawet nie wiem, jak miałby mi pomóc, bo mimo że zrobił mi testy na inteligencję, ja i tak wciąż uważam, że jestem głupia. Chcę mi się płakać, ale nie mogę, pewnie nawet nie mam powodu. Gdybym miała trzynaście lat, to pewnie byłoby normalne, ale nie mam...
          Z tym konkursem wyszło głupio. Zwykła złośliwość losu... W niedzielę wysłałam maila do polonistki (mamy z nią taką formę kontaktu), napisałam w nim, że chciałabym wziąć udział w konkursie. Mail nie dotarł, jak dowiedziałam się dwa dni później. Zostałam po lekcji i ona zaproponowała, że tym razem do mnie napiszę, zostawiłam adres i nie napisała. Może po prostu zapomniała, bo nauczycielki tak mają, tylko że ja już się zdążyłam rozmyślić i zacząć wahać w międzyczasie. Tchórze tak mają, jeśli chcą podejmować odważne decyzje, muszą działać szybko, a mi się wszystko popieprzyło i to nawet nie przeze mnie, bo mail wysłałam itp. Teraz w zasadzie też mogę zostać po lekcji i powiedzieć o co mi chodzi, tylko już nie jestem pewna, czy chcę. Chyba wolę wracać po 6/7 godzinach do domu i patrzeć przez okno, jak na dworze robi się coraz ciemniej. Poza tym lubię kawę, to taki czasoumilacz, chociaż bez cukru, to już nie to samo... Powiedziałam T. (przyjaciółce) o konkursie, ale nawet nie pociągnęła tematu, gdyby spytała, jaki temat, powiedziała idź i spróbuj, uśmiechnęła się, być może bym to zrobiła, ale w naszym przypadku, to tak nie działa. To ja ją pocieszam i wspieram, a ona tylko mi towarzyszy...
         Czasami w niedzielę zastanawiam się nad tym, jakie przyjemności spotkają mnie w tygodniu: miały być zakupy, bo już nie mam w czym chodzić, miał być obiad u babci (nawet jej specjalnie nie lubię, ale mój kot ma pchły, dlatego jego towarzystwo przestało mi wystarczać), a zostało nic. Nawet deszcz pada. Mogłaby być już zima, lampki, choinki i święta. Nie, żeby święta w moim domu były magiczne czy ciepłe - nic specjalnego. Nie ma tłumu dzieci, miłej atmosfery, itp., ale te wszystkie bajki i mikołaje kojarzą mi się z dzieciństwem, a wtedy, mimo wszystko, chyba było jakoś raźniej.
         Na koniec dodam jeszcze, że jedyną rzeczą, nad którą mam kontrolę, jest odchudzanie. Wcale nie jest tak trudno nie jeść, kiedy ma się zły humor. Jak jestem na siebie wściekła, to lubię się w ten sposób karać...
         Kończę już te żałosne wywody, mam nadzieje, że następny razem napiszę coś mądrzejszego i bardziej normalnego oraz weselszego.

Bilans wczorajszy:
1. Jajko z kromką chleba - 160 kcal
2. Jogurt pitny - 80 kcal
3. Kawa - 20 kcal
4. Garść sucharów - 43 kcal
5. Warzywa na patelni - 108 kcal
6. Płatki nestle fitness bez mleka - 100 kcal
7. Banan - 114 kcal
Razem: 625
Ruch: 40 min. ćwiczeń

Bilans dzisiejszy:
1. Jogurt - 100 kcal
2. Garść płatków - 50 kcal
3. Kanapka z szynką - 88 kcal
4. Jogurt pitny - 50 kcal
5. Krewetki - 232 kcal
6. Kawa - 30 kcal
Razem: 550 kcal
Ruch: Postaram się zrobić jakieś brzuszki wieczorem




poniedziałek, 9 września 2013

Początek tygodnia

            Dzisiaj w szkole mieliśmy bilans. Ważę 59 kg i nie wiem, czy schudłam przez ten tydzień (wcześniej ważyłam 60), czy to po prostu kwestia wagi... W domu nie mogę się ważyć, bo kto by nie stanął na naszej wadze, zawsze widzi przy wskazówce 65 kg. A z kolei moja babcia, której waga jest w porządku, nie trzyma jej jak każdy normalny człowiek w łazience, tylko w salonie pod kredensem, także moje częste ważenia u niej nie obeszłyby się bez echa.
             W piątek czeka mnie wyzwanie, mamy dzień integracyjny i na pewno zostanie zamówiona pizza, na którą już się składamy. Przemyślałam to i uznałam, że zjem jeden kawałek, po to by uniknąć głupich pytań i tym podobnych. Potem po prostu nie zjem obiadu i będę ćwiczyć.
              Mój tata zaczął się mnie czepiać. Poprosiłam go ostatnio, żeby kupił mi płatki nestle fitness, na co powiedział, że jestem chuda jak - jakieś dziwne porównanie, którego nie pamiętam - i po co w ogóle jem takie płatki. Nawet, gdybym się nie odchudzała, pewnie i tak bym je kupowała, bo mi smakują, więc nie wiem, po co ten lament... Potem mieli grilla i chciał, żebym spróbowała kiełbasy, zaznaczając przy tym z kpiącym uśmieszkiem, że absolutnie nie jest zbyt kaloryczna... i tak nie zjadłam.
                Dziękuję za radę dotyczącą jogurtu pitnego. :)

Bilans z soboty:
1. Kawa - 60 kcal
2. Jajecznica z kromką chleba żytniego - ok. 420 kcal
3. Kawa - 30 kcal
4. Jogurt - 100 kcal
5. Kilka sucharków - 43 kcal
6. Łyżka żurawiny - 38 kcal
7. Płatki nestle fitness z mlekiem 0,5% - 260 kcal
Razem: 951 kcal (duuużo)
Ruch: 45 min. spaceru i 20 min. ćwiczeń

Bilans z niedzieli:
1. Płatki nestle fitness z mlekiem 0,5% - 260 kcal
2. Banan - 114 kcal
3. Jogurt - 100 kcal
4. Udko z kurczaka, minimalna ilość ziemniaków i sałatki - 250 kcal
5. Dwie kawy - 40 kcal
Razem: 744 kcal
Ruch: 40 min. ćwiczeń

Dzisiejszy bilans:
1. Kolba kukurydzy - 150 kcal
2. Banan - 114 kcal
3. Kanapka z szynką - 98 kcal
4. Garść sucharków - 43 kcal
5. Kawa - 20 kcal
5. Płatki nestle fitness z mlekiem 0,5% - 260 kcal
Razem: 685 kcal
Ruch: Ćwiczenia na wuefie + 15 min. cardio

                 Pozdrawiam, życzę sukcesów i obiecuję, że niedługo znowu się pojawię. :)

piątek, 6 września 2013

Sporo stresu

             Nareszcie piątek! Chciałam pisać codziennie, ale jakoś nie wypaliło, więc postaram się przynajmniej raz na tydzień. To jest mój czwarty dzień w liceum i jak na razie mam bardzo mieszane odczucia. Klasa, jak już wcześniej wspominałam, jest bardzo liczna. Na szczęście mam trochę znajomych z gimnazjum, więc nie czuję się tak całkiem obco, jednak atmosfera wciąż pozostaje sztywna. Z częścią osób nie zamieniłam ani słowa. Wszyscy mówią, że to normalne, w końcu się jeszcze nie znamy... Wiem, że mają rację, ale i tak czuję się dziwnie.
              Chyba jestem straszną panikarą, rok szkolny ledwo się zaczął, a ja znajduję sobie mnóstwo powodów do stresu. Między innymi zastanawiam się, czy przystąpić do konkursu literackiego... Bardzo bym chciała, ale się boję, bo wcześniej pisałam tylko "do szuflady". Mimo wszystko chyba jednak spróbuję, w końcu lubię pisać...
               Teraz przejdę do tematu odchudzania, na początku tygodnia jadłam bardzo mało, jednego dnia nawet tylko śniadanie i obiad. Zdecydowałam, że rano będę jeść jakąś niewielką kanapkę, a w szkole już nic, ale mój pomysł szybko okazał się beznadziejny, kiedy kilka godzin po wprowadzeniu go w życie, zrobiło mi się słabo i zaczęła mnie boleć głowa...Pomyślałam, że jednak muszę brać coś ze sobą do szkoły, więc na przerwie zjadłam jabłko... Stało się dokładnie to samo, na ostatnich lekcjach byłam nieżywa, więc chyba jednak będę musiała pakować jedzenie do szkoły, a nie chciałam... Poza tym kupiłam sobie magnez w tabletkach i mam jeszcze witaminy rozpuszczalne, może pomoże? Dziewczyny miałyście/macie takie problemy z koncentracją?
                Teraz pora na zaległe bilanse, początek tygodnia był w porządku, ale później, mimo że nie zjadłam niczego zakazanego, i tak według mnie trochę skopałam sprawę.

Wtorek:
1. Kanapka z serkiem topionym 180 kcal
2. Płatki fitness z mlekiem 0,5% - 260 kcal
3. Kawa - 20 kcal
Bilans: 460 kcal

Środa:
1. Jagodzianka - 185 kcal
2. Zupa pomidorowa - 200 kcal (nie jestem pewna)
3. Kawa - 20 kcal
4. Kanapka z szynką - 88 kcal
Bilans: 493 kcal

Czwartek:
1. Płatki fitness z mlekiem 0,5% - 260 kcal
2. Jabłko - 35 kcal
3. Garść orzechów solonych - 67 kcal
4. Dwa kawałki ryby z pomidorami - 315 kcal
5. Garść płatków - 30 kcal
6. Słodzona herbata - 40 kcal
7. Jogurt: 85 kcal
Bilans: 832 kcal
Brak ćwiczeń.

Piątek:
1. Kawałek ryby - 150 kcal
2. Kanapka z szynką i serkiem topionym - 98 kcal
3. Mielony, ziemniaki ze smażoną cebulą i pomidory - 360 kcal
 Piątek jeszcze się nie skończył, ale liczę, że już nic nie zjem.
Bilans: 608 kcal 
Ruch: 42 min ćwiczeń

W tym tygodniu nie ćwiczyłam tylko w czwartek, nie pamiętałam ile czasu zajęło mi to w poprzednie dni, więc nie podałam.

Sądzę, że jutro też napiszę, a dzisiaj nadrobię zaległości na waszych blogach. Pozdrawiam, trzymajcie się chudo!

poniedziałek, 2 września 2013

Nowy rok szkolny

           To rozpoczęcie roku szkolnego już po raz trzeci w moim życiu było wyjątkowe, ponieważ znowu zaczęłam coś nowego. Chodzi mi o liceum. W mojej klasie jest trzydzieści dziewięć osób, a więc pełno ludu, przez co ledwo pomieściliśmy się na zdjęciu. Oczywiście nie znam imion połowy osób, z częścią nie zamieniłam nawet słowa i zwyczajnie na razie czuję się obco i trochę niepewnie. To jednak dla mnie stan zupełnie normalny, dlatego że zawsze byłam dosyć nieśmiała.
           Jeżeli chodzi o pizzę, to problem rozwiązał się sam, po prostu nigdzie nie poszliśmy. Po uroczystości wszyscy się rozeszli, mimo że wcześniej chcieli umówić się na spotkanie.
           Miałam napisać coś o swoich przyjaciółkach, zacznę od tego, że obie nieświadomie stały się moim źródłem motywacji, ale nie mylcie tego z źródłem wsparcia. T. jest i zawsze była chuda jak zapałka. To nic by dla mnie nie znaczyło, gdyby nie jej złośliwe odzywki:

- Jak tak leżę, to przynajmniej brzuch mi się wklęsa i jest bardziej płaski...
- Mój tam wygląda tak samo jak przedtem, czyli jest tak samo chudy...

- Musimy częściej jeździć na rolkach, nogi robią się ładniejsze.
- I spala się kalorie - dodałam.
- No, ja tam nie potrzebuje chudnąć...

Stoimy sobie w kręgu. Prawie każda z nas jest niezadowolona ze swojej figury.
- Ja to ważę prawie siedemdziesiąt kilo.
- Ja też...
- A ja byłam taka szczupła, jeszcze rok temu...
- Ja tam byłam taka sama... - dodała od siebie T.

Takich przykładów jest więcej, nie wiem czy mówiła to świadomie, czy nie, ale za każdym razem mam wrażenie, że odczuwa jakąś wyższość, zwłaszcza gdy ludzie komplementują jej sylwetkę. Mówiła to za każdym razem, wiedząc, że się odchudzam. 

Drugą moją przyjaciółką jest R. i mamy tu do czynienia z sytuacją kompletnie odwrotną. R. jest do mnie całkiem podobna, przynajmniej jeśli chodzi o wzrost, bo mówiąc o wadze, to pewnie waży około siedemdziesiąt. I nie dziwię się, skoro codziennie je frytki/hamburgera/ciastka/czekoladę/lody. Ok, ja też lubiłam słodycze, ale nawet jak się nie jest na diecie, to powinno się mieć jakiś umiar, prawda?
Potem R. słucha, jak odmawiam słodyczy, wytrzeszcza oczy, mówi że jestem głupia, bo tracę czas na odchudzanie i pochłania niesamowitą ilość kalorii, po to by pół godziny później płakać nad swoimi wymiarami...
                Obie dodają mi niesamowitej siły, chociaż o tym nie wiedzą...

Bilans:
1. Płatki musli na mleku 0,5% - 423 kcal
2. Jogurt - 103 kcal
3. Mielony z pomidorami - 220 kcal
4. Dwie kromki chleba chrupkiego z jajkiem - 118 kcal
5. Nektarynka - 55 kcal
6. Kawa - 20 kcal
Razem: 846 kcal
Ruch: 45 min. ćwiczeń (Mel B i Fitappy)

Pozdrawiam Was gorąco i do usłyszenia niebawem. :)




niedziela, 1 września 2013

Na dobry początek

            Powitanie!

            To mój pierwszy poważny blog o odchudzaniu, wcześniej prowadziłam jeden, ale po dodaniu przywitalnego postu szybko go usunęłam, ponieważ zabrakło mi chęci. Teraz mam nadzieję, że stanie się inaczej. Jestem pełna motywacji i liczę, że znajdę kogoś, kto będzie udzielał mi wsparcia, za co odpłacę mu tym samym.
             Pierwsza myśl o tym, żeby przejść na dietę pojawiła się w mojej głowie rok temu, w wakacje, podczas których ważyłam sześćdziesiąt siedem kilogramów. Do sylwestra udało mi się schudnąć sześć, jednak w niedługim czasie ponownie przytyłam. Na początku tych wakacji waga pokazywała już sześćdziesiąt pięć kilogramów. Po przyjeździe znad morza, gdzie prawię codziennie jadłam  frytki lub inne kaloryczne produkty, postanowiłam znowu zacząć się odchudzać. Obecnie ważę sześćdziesiąt kilogramów. Wiem, że waga jest prawidłowa w odniesieniu do mojego wzrostu (172 cm), ale zamierzam schudnąć jeszcze parę kilo, sądzę że wtedy będę się lepiej czuła i zabezpieczę się na wypadek, gdybym znowu miała przytyć (oby nie!).
            Dużą siłę dawały mi blogi innych dziewczyn, dlatego pomyślałam: może założę własny?

Dzisiejszy dzień

            Wszyscy wiemy, że jutro odbędzie się oficjalne rozpoczęcie roku szkolnego. Większość osób się krzywi i jak najbardziej ich rozumiem. Mi również nie będzie się chciało wcześnie wstawać, uczyć się, odrabiać lekcji, ale z drugiej strony jestem podekscytowana, bo idę do nowej szkoły. Nowa klasa, nowi nauczyciele, nowy wychowawca... oby było lepiej. 
          Dzisiaj zdecydowałam, że ubiorę się w granatową bluzkę, spódnicę w kolorze stali i czarną marynarkę. Do tego czarne buty i torebkę. Z wielką chęcią założyłabym buty na obcasie, ale mam do nich uraz. Jestem wysoka, a w nich naturalnie staje się jeszcze wyższa i bardzo źle się czuję, górując nad innymi. Do tego nie lubię słyszeć: jej, ale jesteś wieeelka! Kiedyś miałam kompleks żyrafy, jako najwyższej dziewczynki w klasie, więc to na pewno ma z tym związek.
                Jutro czeka mnie małe wyzwanie. Moja klasa prawdopodobnie zamierza iść po uroczystości na pizzę. W pierwszej chwili pomyślałam, że trudno, zjem ten jeden kawałek, ale dzisiaj zobaczyłam na wadze sześćdziesiąt kilogramów i stwierdziłam: szkoda to niszczyć. Postaram się nic nie zjeść!

Bilans
1. Omlet - 250 kcal (normalny ma 196, ale do mojego mama na pewno dodała cukier, więc podwyższam)
2. Kawa - 40 kcal (skończyło mi się mleko 0,5 %, użyłam zwyczajnej śmietanki do kawy, także znowu podwyższam, ale nie jestem pewna ile mogła mieć kcal)
3. Kotlet mielony z pomidorami - 220 kcal
4. Jogurt i kanapka z serkiem topionym -  170 kcal
Razem: 680 kcal 

Zazwyczaj jem więcej, ale dzisiaj tak jakoś wyjątkowo wyszło. Najczęściej wychodzi mi 800 - 900 kcal. 

Ruch: 35 minut ćwiczeń z Mel B (często ćwiczę też z Fitappy, ale nie dzisiaj)



Jutro zrelacjonuję krótko rozpoczęcie i napiszę, jak skończyło się wyjście z moją klasą. Wspomnę też o moich przyjaciółkach i ich podejściu do sylwetki. Wiem, że pewnie na razie nie mam kogo pozdrawiać, ale mimo to pozdrawiam. Jeżeli macie jakieś rady, to chętnie z nich skorzystam, w końcu jestem nowa.



Obserwatorzy