środa, 16 października 2013

Męczarnia

     Nie mogłam zasnąć do drugiej w nocy, brzuch mnie bolał i w dodatku głowę miałam pełną podłych myśli. Dzisiaj, jeśli chodzi o jedzenie, to przeszłam samą siebie, dobrze, że nie zjadłam ziemi z doniczek i nie zeskrobałam tynku ze ściany... Jesteś taka obrzydliwa, będziesz gruba, jesteś słaba, obleśna. 
      Nie jestem głodna, nie mam nawet na to czasu, bo ciągle jem, mimo że jestem pełna. Wpadłam w ciąg, ale to już drugi dzień, dzisiaj było o wiele gorzej niż wczoraj... Mam nadzieję, że jutro nie zjem niczego słodkiego, tak bardzo nie chcę, więc dlaczego dzisiaj to zrobiłam? Chcę mi się płakać.
       Moja głupia matka się cieszy, w końcu chce, żebym przytyła. Spytała, czy chce frytki na kolację. Odpowiedziałam jej, że nażarłam się dzisiaj czekolady, batona, ciastek, sernika (fuuu), a ona odpowiedziała, że to tylko takie pierdoły. Nie, nie zjadłam tych frytek, o dziwo. Mama powinna dbać o to, żebym jadła regularnie, zdrowo... a nie cieszy się, że wpierdalałam. Popadam ze skrajności w skrajność, myślałam o tym, żeby zrobić jutro głodówkę. Mogłabyś schudnąć jeszcze ze dwa kg. Raczej nie zrobię, nie ma sensu powtarzać tego samego schematu: dieta, obżarstwo, wyrzuty sumienia, kara, dieta, obżarstwo... :(
        Piłam senes, tym razem z dwóch saszetek, bo ostatnio po jednej nic się nie działo, jak znam życie, to teraz też tak będzie.
         Boję się mojej mamy, myślę, że jest głupia... jednego dnia zwierzyłam się jej ze swoich problemów, a ona tylko sprawdza czy jem, reszta przeszła dla niej do porządku dziennego. Mam ochotę zrobić sobie krzywdę. Mogłabym jeść, ale ja się obżeram, dzisiaj nie umiałam tego powstrzymać, to boli, nawet nie czuć smaku, po prostu musiałam zaspokoić to ssanie w żołądku...
          Jestem cholernie zła, najchętniej leżałabym po prostu w łóżku... nie mam nikogo.

Jutro napiszę, jak było u psychologa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy